Zasiedzenie lasu
Wyobraź sobie taką sytuację: od lat chodzisz na grzyby do lasu, który przylega do Twojego domu. Twój dziadek sprzątał tam wiatrołomy, tata sadził nowe drzewka, a Ty co roku robisz tam porządki i wycinasz „posusz” na ognisko. Wszyscy we wsi wiedzą, że to „Twój kawałek”.
Aż nagle pojawia się problem.
Może chcesz sprzedać działkę, a notariusz kręci nosem na mapy. Może Lasy Państwowe przysłały pismo. A może sąsiad nagle przypomniał sobie, że ten pas drzew należy do niego. Czujesz ścisk w żołądku. Bojisz się, że stracisz kawałek ziemi, o który dbałeś jak o własny.
W mojej praktyce adwokackiej często spotykam ludzi, którzy są przerażeni wizją walki o „ojcowiznę”. Nie wiedzą, od czego zacząć, a prawniczy bełkot ich paraliżuje. Rozumiem to. Dlatego dziś, jako Eryk Trybuliński – Twój przewodnik po prawie nieruchomości – wyjaśnię Ci krok po kroku, jak wygląda zasiedzenie lasu i czy masz na nie szanse.
Usiądź wygodnie. Załatwimy to spokojnie.
Zasiedzenie lasu prywatnego i państwowego – czy to możliwe?
Odpowiedź brzmi: tak. Ale diabeł tkwi w szczegółach. Moi Klienci często pytają: „Panie Eryku, czy las to nie jest jakaś święta strefa, której nie da się ruszyć?”. Otóż prawo traktuje las jak każdą inną nieruchomość, chociaż… ze specyficznymi „haczykami”.
Aby w ogóle myśleć o uregulowaniu spraw własnościowych, musisz spełnić dwa podstawowe warunki:
- Być posiadaczem samoistnym – czyli zachowywać się jak właściciel (o tym za chwilę, bo w lesie wygląda to inaczej niż na polu).
- Odczekać odpowiedni czas – zazwyczaj 30 lat, jeśli wszedłeś w posiadanie w tzw. złej wierze (czyli wiedziałeś lub mogłeś się dowiedzieć, że to nie Twoje, ale i tak to użytkowałeś).
W sądzie sprawa o zasiedzenie lasu toczy się o to, by udowodnić sędziemu, że Ty (i Twoi przodkowie) rządziliście tym kawałkiem ziemi nieprzerwanie przez lata.
Jak „posiadać” las? (Wycinka, sprzątanie, sadzenie drzew)
To jest kluczowy moment. W przypadku domu sprawa jest prosta: mieszkasz, płacisz rachunki, robisz remonty. A las? Przecież tam się nie „mieszka”.
Wielu Klientów mówi mi: „No jak to co robiłem? Spacerowałem!”. Niestety, spacery to za mało. Każdy może spacerować po lesie (nawet cudzym). Aby sąd uznał zasiedzenie lasu, musisz wykazać konkretne działania właścicielskie.
Tutaj wchodzi w grę gospodarka leśna a posiadanie. Co to oznacza w praktyce?
Jako adwokat specjalizujący się w nieruchomościach, na sali sądowej pytam świadków o konkrety:
- Czy Klient wycinał drzewa na opał?
- Czy przeprowadzał tzw. czyszczenia sanitarne (usuwanie chorych gałęzi)?
- Czy dbał o nasadzenia („dosadzał” młode drzewka)?
- Czy sprzątał śmieci, które podrzucali inni?
- Czy gonił obcych, którzy chcieli kraść drewno?
Pamiętam sprawę Pana Tomasza. Przez 40 lat dbał o pas lasu za stodołą. Jego sąsiad twierdził, że Pan Tomasz tylko tam „bywał”. Wygraliśmy, bo przedstawiliśmy dowody na to, że Pan Tomasz regularnie zamawiał usługi leśne i, co ważne, płacił podatek leśny za ten grunt (choć formalnie nie był jego). To był koronny argument. Płacenie podatków to potężny sygnał dla sądu: „Czuję się właścicielem”.
Zakaz zasiedzenia lasów państwowych (Lasy Państwowe)
Tutaj zaczynają się schody, a wielu prawników potyka się o ten temat. Jeśli Twój wymarzony kawałek ziemi należy do Skarbu Państwa (Lasów Państwowych), sprawa jest trudniejsza, ale nie beznadziejna.
Musisz wiedzieć jedną rzecz. Do 1990 roku w Polsce obowiązywał przepis, który w praktyce uniemożliwiał zasiedzenie nieruchomości państwowych. Czas potrzebny do zasiedzenia „stał w miejscu”.
Co to oznacza dla Ciebie?
Jeśli liczysz na zasiedzenie lasu państwowego, okres 30 lat zazwyczaj zaczynamy liczyć dopiero od 1 października 1990 roku. Matematyka jest prosta: 1990 + 30 lat = 2020 rok. To oznacza, że dopiero od niedawna otworzyła się furtka dla tysięcy takich spraw.
Lasy Państwowe to trudny przeciwnik. Mają swoje zasoby i prawników. Często argumentują, że las jest dobrem ogólnonarodowym. Jednakże, jeśli od 1990 roku (a faktycznie wcześniej) traktowałeś ten las jak swój, grodziłeś go (o ile to możliwe), dbałeś o niego – mamy pole do walki. To wymaga precyzji chirurgicznej w doborze dowodów, ale jest wykonalne.
Zasiedzenie lasu sąsiada (prywatnego)
To znacznie częstszy scenariusz. Zasiedzenie lasu prywatnego (należącego do sąsiada Jana czy cioci z Ameryki) jest proceduralnie prostsze niż walka z Państwem.
Często widzę sytuacje, gdzie granica na mapie biegnie prosto, a w rzeczywistości płot (albo linia drzew) skręca o kilka metrów w głąb działki sąsiada. Przez lata nikt na to nie zwracał uwagi. Dopiero gdy drewno zdrożało, albo sąsiad postanowił sprzedać działkę, wybucha konflikt.
W takiej sytuacji nie bój się. Jeśli ten stan trwa od lat (zazwyczaj 30), prawo jest po Twojej stronie. Chodzi o to, aby usankcjonować stan faktyczny. Sąd nie „zabiera” ziemi sąsiadowi złośliwie. Sąd po prostu „przyklepuje” rzeczywistość, która ukształtowała się przez dekady.
Problemy z mapami ewidencyjnymi w terenach leśnych
To jest zmora spraw o zasiedzenie lasu. Mapy leśne często są stare, niedokładne, robione w innej skali. Drzewa rosną, gdzie chcą, a nie tam, gdzie geodeta narysował kreskę 50 lat temu.
W mojej opinii, bez dobrego geodety ani rusz. Często okazuje się, że to, co Ty uważasz za las, w ewidencji jest łąką, albo odwrotnie. To ma znaczenie dla sprawy, ale nie przekreśla Twoich szans. Najważniejsze jest to, jak Ty korzystałeś z gruntu, a nie jaki symbol widnieje w starych księgach.
Przygotuj się na to, że w sprawie sądowej konieczna będzie wizja lokalna. Sędzia (lub biegły) pojedzie do lasu, żeby na własne oczy zobaczyć, gdzie kończy się „Twoje”, a zaczyna „Sąsiada”. To w lesie widać – po śladach wycinki, po wydeptanych ścieżkach, po sposobie pielęgnacji drzewostanu.
Podsumowując naszą leśną wyprawę:
Sprawy o zasiedzenie, zwłaszcza terenów leśnych, bywają emocjonalne. W końcu chodzi o ziemię, z którą często wiążą się rodzinne wspomnienia. Rozumiem Twoje obawy przed konfliktem i sądem. Nikt nie chce być „tym złym sąsiadem” albo wrogiem Państwa.
Jednak pamiętaj – uregulowanie własności to nie kradzież. To porządkowanie rzeczywistości. Daje Ci to spokój, bezpieczeństwo i pewność, że to, o co dbasz, naprawdę należy do Ciebie.
Jeśli czujesz, że ta historia brzmi znajomo i chcesz wreszcie „domknąć sprawę od A do Z”, jestem tu, by Ci pomóc przejść przez ten gąszcz przepisów. Bezpiecznie i skutecznie.